Miało być święto, gonienie marzeń i wielki sukces
To słowa Krzysztofa Nowakowskiego, który nie może dojść do siebie po stracie swojego przyjaciela – Viliego, psa, który biegł w zaprzęgu na wyścigu Finnmark w Norwegii.
Krzysztof tak opisuje te dramatyczne chwile, które wydarzyły się właściwie tuż po starcie w miejscowości Alta. Oglądaliśmy go szczęśliwego, kiedy starował po wielką przygodę, jako drugi Polak w wielkim wyścigu psich zaprzęgów. Przez 23 km cieszył się, że oto pomimo wielu przeciwności losu spełniają się wieloletnie marzenia (o długich przygotowaniach czytaj TUTAJ). Może myślał o wszystkich, którzy mu pomogli i pomagali nadal tam w dalekiej Norwegii i tu w Polsce. Może myślał ile radości z tego biegu mają jego psy. Może po prostu napawał się przeogromnym szczęściem, może jeszcze nie wierzył w to co się dzieje i żałował, że nie ma go kto uszczypnąć.
Niestety, po 23 kilometrach wszystko „skończyło się wielką tragedią. – pisze Krzysztof. Vili umarł w trakcie biegu, nagle, niespodziewanie. Biegł, upadł i umarł. Reanimowałem go, robiłem masaż serca, sztuczne oddychanie, wszystko na nic. Viluś umarł. Trzy letni pies, który przyszedł do mnie w styczniu z jednego z najlepszych wyścigowych keneli w Europie. Miał być przyszłością mojego zespołu. Na nim i jego siostrze Henii miałem budować zaprzęg na następne lata.
Jest to dla mnie wielka tragedia, rozpacz i pustka w głowie. Nie wiem co dalej, nie wiem jak żyć po tym co się stało. Trudno cokolwiek napisać.
Ciało Vilinka zabrali do Tromso na autopsję. Przynajmniej się dowiem co go zabiło.
Bardzo mi go brakuje! Mimo, że był ze mną tylko 2 miesiące, to zdążyłem pokochać go całym sercem, a jego już nie ma. Cudownego, kochanego psiaka. To jest bardzo niesprawiedliwe i okropne. Nie potrafię się z tym pogodzić.
Mnóstwo ciężkiej pracy, wyrzeczeń i takie coś na końcu. To jakaś klątwa, która wisi nade mną. Z Finnmarkiem od początku szło nie tak, te dwa poprzednie lata, ale teraz to już przegięcie zupełne. Straszna historia.”
Tymi słowami Krzysztof Nowakowski kończy opis tragedii, którą przeżywał sam ze swoimi psami. Przejmujący ból i ogromna niemoc i jeszcze podjęcie decyzji co z wyścigiem. Późnym wieczorem na liście startujących przy nazwisku Krzysztofa pojawił się czerwony krzyżyk – rezygnacja z wyścigu.
Dodaj komentarz