Powrót do szkół (ZDJĘCIA)
Po wakacyjnej przerwie uczniowie wracają do szkół. Po raz pierwszy do szkoły przyszły pierwszaki. Dla sześcio- i siedmiolatków jest nowość – one zaczynają swoją przygodę ze szkołą. Jak będzie dla nich, czego się nauczą, z czym będą opuszczać jej mury za kilka lat?
Trwają nieustanne próby reformowania oświaty na wszystkich szczeblach. Nie brakuje przy tym kontrowersji i polemik. Jak ciągłe zmiany programowe wpływają na budżety domowe wiedzą rodzice, którzy co roku ponoszą niemałe wydatki na zakup nowych kompletów podręczników. Często zdarza się, że niemożliwe jest odkupienie podręczników od starszego rocznika. Powody są różne. Jeżeli nawet nie nastąpiły zmiany programowe wymuszające druk nowych podręczników, to zakup używanych nie wchodzi w grę, ponieważ zawierają elementy, które mogą być użyte tylko raz (wycinanki, naklejki, strony do wypełniania przez uczniów). Bywa też, że wydawcy zmieniają w niewielkim stopniu podręcznik (lecz wystarczającym, aby prawnie uzasadnić pojawienia się na rynku kolejnego wydania tego samego podręcznika). Te zmiany to np. zmiana okładki, numeracji stron, dodanie rysunków czy ich zamiana. Zabiegi te merytorycznie nie zmieniają nic, ale wymuszają niejako zakup nowych „poprawionych” podręczników zamiast odkupienie ich od „starszych kolegów”. Wydawca zapewnia sobie sprzedaż, rodziców narażając jednocześnie na wyższe wydatki. Szczególnie widoczne to jest w sytuacji, gdy w rodzinie są pojawią się dzieci rok po roku. Niestety, młodsze nie może skorzystać z podręczników starszego.
Mnogość programów, które mogą wybrać nauczyciele dla swoich uczniów również nie do końca dobrze wpływa na proces edukacyjny. Stopniowy powrót do kształtu matury sprzed lat pokazuje, że rewolucje w tej kwestii się nie sprawdziły. A „królikami doświadczalnymi” ponownie byli uczniowie. Czas przerwać te wątpliwej jakości rewolucje w procesie edukacyjnym. Potrzeba jest mądrych głów, które przygotują programy nauczania przede wszystkim z myślą o uczniach, uwzględniające opinię doświadczonych pedagogów, nauczycieli poszczególnych przedmiotów oraz ciągłość procesu kształcenia, również wymogów stawianych przez uczelnie. Ideałem byłoby, gdyby szkoła uczyła przede wszystkim myślenia a nie zmuszała do ciągłego zapamiętywania danych nigdy w późniejszym życiu ucznia niepotrzebnych. Oczywiście egzekwowanie wiedzy poprzez odpytanie ucznia z tego co zdołał zapamiętać jest łatwiejsze dla nauczycieli niż ocenienie zdolności percepcji, analizy, wnioskowania czy samodzielnego argumentowania i dowodzenia stawianych tez.
Miażdżąco słabe wyniku egzaminu maturalnego z matematyki nie tyle źle świadczą o uczniach a dają klarowny obraz skuteczności (a raczej jego brak) nauczania tego przedmiotu. Począwszy od podstaw programowych (dlaczego zniknęła funkcja trygonometryczna cotangens?), skończywszy na kompetencjach nauczycieli.
Ideałem byłoby również przygotowanie spójnego programu wychowania fizycznego i jego egzekwowanie. Fizjolodzy od dawna bija na alarm – odsetek dzieci i młodzieży z wadami postawy rośnie. Tymczasem w szkołach zajęcia wf-u polegają często na graniu w piłkę. W części wypadków ograniczeniem są braki w wyposażeniu szkół, placówki nie mają sal gimnastycznych. Często też brak jest nauczycieli tego przedmiotu. Wf prowadzą doszkoleni nauczyciele innych przedmiotów. O tym, że jedna godzina wf-u w tygodniu to za mało nikogo nie trzeba chyba przekonywać. Z drugiej strony rodzice też często są winni lekka ręką wypisując zwolnienia z wf-u swoim pociechom. Do wyd postawy przyczynia się również dźwiganie ciężkich tornistrów. Jeżeli ktoś zechce powiedzieć, że i tak dużo zrobiono propagując noszenie tornistrów zamiast plecaków, to można powiedzieć, że to dalece za mało. Doprowadzenie do sytuacji, w której ciężar tornistrów znacznie spadnie będzie dopiero dokończeniem działania w tej kwestii. Tym bardziej, że „wiedza” w dźwiganych przez uczniów jest w dużym procencie wątpliwej jakości. Nie dość, że nie daje wiedzy dzieciom, to jeszcze wypacza ich postawę, krzywiąc młode kręgosłupy.
Ministerstwo Edukacji Narodowej uparcie dąży do obniżenia wieku inicjacji szkolnej. Pojawiają się coraz to nowe pomysły kuszące rodziców, kampanie promocyjne (kosztowne skądinąd). Rzeczywistość jest niestety taka, że szkoły nie są przygotowane w wielu wypadkach na przyjęcie młodszych uczniów. Większą potrzebą polskiego szkolnictwa jest poprawa infrastruktury, doposażenie szkół, budowa sal gimnastycznych czy hal sportowych, zwiększenie liczby godzin wychowania fizycznego, realna poprawa programów nauczania, przygotowanie nauczycieli do nowych programów. Jeżeli te kwestie będą dopracowane możemy myśleć o wdrażaniu do procesu edukacji sześciolatków.
W procesie kształcenia rola rodziców zawsze była nieodzowna. Obecnie staje się wręcz niezbędna. Nierzadko dziecku potrzebne są dodatkowe zajęcia z niektórych przedmiotów. Dla rodziców wiąże się to z koniecznością wykupienia tzw. korepetycji. Kolejny koszt, który ponoszą rodzice wyręczając w ten sposób państwo, które tylko teoretycznie zapewnia edukację naszym dzieciom. Posyłanie dzieci na korepetycje nie zawsze oznacza, że ma ono problemy ze zrozumieniem materiału. Winny jest ogólnie pojęty system oświatowy obowiązujący w Polsce.
I na zakończenie pytanie: dlaczego coraz więcej rodziców decyduje się na kształcenie swoich pociech w systemie domowym prawnie dopuszczonym? I jak to świadczy o poziomie oświaty?
Pierwszy dzień w szkole w nowym roku szkolnym – Szkoła Podstawa nr 5 w Tucholi Rudzkim Moście
Dodaj komentarz