Na kawie u pana Józefa
Obejrzałem niezwykłą kolekcję kolęd i pastorałek, której zazdrości panu Józefowi wielu muzyków.
Kolekcjonowanie zapisów nutowych kolęd, zbiorów kolęd, transkrypcji na organy to wielka pasja Józefa Jachimczaka – organisty w kościele Bożego Ciała w Tucholi. Na rozmowę umawialiśmy się już latem, przy okazji Letniego Festiwalu Organowego. Od tamtego czasu, ilekroć przypominałem sobie o zaproszeniu, żałowałem, że to nie grudzień jeszcze.
W końcu nadszedł czas przedświąteczny, usłyszałem dźwięk dzwonka telefonu. Odebrałem i usłyszałem głos pana Józefa, który ponowił zaproszenie. Ucieszyłem się niezmiernie i szybko umówiliśmy termin spotkania. Rozmawialiśmy, przy niedużym stole, wokół stare, stylowe meble, w rogu piec kaflowy, który dawał przyjemne ciepło. W głębi pokoju czarny fortepian. Pan Józef nie lubi, jak myli się je z pianinem. Nad instrumentem witraż z podobizną Jana Sebastiana Bacha, genialnego kompozytora, do którego uwielbienia nie kryje. Posiada jego wszystkie dzieła. Pijemy kawę z pięknych filiżanek, gospodarz jednak sięga po inne. Niedawno trafił na nie na aukcji internetowej. Na filiżankach motyw z obrazu, który na ścianie wskazuje pan Józef. Towarzyszy mu od dawna. Cieszył się z odnalezienia serwisu porcelany z tym motywem. Okazje się, że mój rozmówca ma na koncie wiele udanych zakupów na aukcjach internetowych. I nie wszystkie dotyczą muzyki. Meble też znajdował w czasem zadziwijących okolicznościach. Krzesła na strychach, stodołach. Niemal każdy mebel ma swoją historię. Jedną z szafek, w której przechowuje nuty, zdobył od księdza, w zamian oddał sekretarzyk.
Niemniej największą dumą organisty jest zbiór kolęd i pastorałek. Wśród nich śpiewniki, gotowe scenariusze jasełek, opracowania kolęd na organy. Przedwojenne woluminy z pożółkłymi stronami pachną antykwariatem. Są i wydawnictwa z czasie wojny. Te wydane w czasie PRLu opatrzone są pieczęcią cenzury. Przyglądam się spisowi treści jednego z wydań kolęd. Jest ich ponad 100. Spróbujcie wymienić powiedzmy 15. Jeżeli się uda, zdaniem pana Józefa to będzie dobre osiągnięcie.
Kiedyś – wspomina – więcej się śpiewało po domach. Zbierały się rodziny, sąsiedzi. Pod kątem takich spotkań opracowywane były śpiewniki domowe z zapisem nutowym głównej melodii, czasem w ogóle bez nut. Bywały też opracowania instrumentalne. Trafiłem na takie opracowanie na troje skrzypiec. Obecnie najczęściej odtwarzamy kolędy z płyt lub włączamy telewizor, aby obejrzeć koncert bożonarodzeniowy przygotowany przez stację telewizyjną.
Nie mogłem nie zapytać, czy mój rozmówca otrzymuje nuty w prezencie, np. od rodziny. „Jak żona pozwoli mi kupić jakieś nuty, to już jest to dla mnie prezent” – odpowiada z uśmiechem. To nie jest takie proste, nie wystarczy trafić na stare nuty kolęd, kupić i sprezentować. Trzeba dużej wiedzy, żeby znaleźć unikat, jakieś wartościowe wydanie. Pan Józef lubi opowiadać o „upolowanych” okazjach. Tak, to nawet adekwatne określenie. Faktycznie przeglądanie aukcji w poszukiwaniu cennych okazów przypomina polowanie. Przy czym często sami sprzedający nie orientują się, jaka jest wartość wystawianych przez nich przedmiotów. W takiej sytuacji wystarczy kupić po okazyjnej cenie nuty i odsprzedać osobie, która zna ich wartość i zapłaci wyższą cenę. W ten sposób można pozyskać fundusze na zakup interesującego nas dzieła. Bywa też i tak, że sprzedawca wystawia kilka zeszytów nut na jednej aukcji. Udaje się wówczas odsprzedać te nieinteresujące nas i w ten sposób sfinansować ten, na którym nam zależy. To jednak wymaga niezwykłej orientacji w tej dziedzinie. Bywa też i tak, że trzeba było zaryzykować, kupić kota w worku i dopiero po jego otwarciu było wiadomo, czy zakup był opłacalny.
Wracając do zbiorów. Na stole rośną sterty nut, o każdym egzemplarzu ich właściciel może opowiedzieć historię, jak wszedł w jego posiadanie. Zatrzymuję się przy opracowaniu kolęd na organy. Franciscus Walczyński „Muzyka na okres Bożego Narodzenia”, wydanie z 1912 roku. Pytam, czy mój rozmówca gra z nut, które kupuje? Okazuje się, że to nie jest taki prosty temat. Cześć takich opracowań to wariacje na temat kolęd. Stopień trudności jest wysoki i na zagranie ich mogą pozwolić sobie wybitni wirtuozi muzyki organowej. „Kiedyś kultura gry na organach była wyższa, organiści zdolniejsi”. Pan Józef pokazuje zeszyt nutowy z odręcznymi notatkami kompozytora. Zeszyt zaś należał do jego ucznia, który służył do nauki i doskonalenia gry na organach. „Mieć takiego nauczyciela to marzenie” – dodaje. Przewijają się nazwiska Wincenty Rychling, Felix Nowowiejski, Franciszek Walczyński, Stanisław Niewiadomski. Nazwiska zwykłym śmiertelnikom niewiele mówiące. W świecie muzycznym, szczególnie muzyki organowej, to wielkie postaci. Gospodarz sięga po kolejne perełki ze swojej kolekcji, ja rozglądam się po pokoju. Na ścianach obrazy, zdjęcia, za fortepianem schował się patefon. Działa i od czasu do czasu jest używany. Z mosiężnej tuby płyną melodie, te świąteczne również. Biorę do rąk „Zbiór najużywańszych kolęd” opracowanych przez wspomnianego już Wibcentego Rychlinga. Najużywańszych – co na te słowo powiedziałby profesor Bralczyk? Mnie się spodobało. Zaglądam do jasełek opracowanych przez księdza Leonarda Soleckiego. Jak się okazuje, jest autorem licznych wydań śpiewników, pieśni kościelnych dla chórów, młodzieży. Dla ożywienia uczuć religijnych przygotował „Szopkę, czyli Przedstawienie Jasełki w kolendach i obrazach scenicznych zestawione ze znanych kolend” (Lwów 1876 r.). Ja mam w rekach wydanie piąte z 1808 roku. Nieco zmienił się tytuł „Jasełka. Oratorium ludowe do słów Soleckiego z muzyką Wilhelma Czerwińskiego”. Jasełka były wystawiane z sukcesem nie tylko w galicyjskich szkołach parafialnych, ale i w teatrze lwowskim, a nawet w Petersburgu. Zwróciliście uwagę na pisownię słowa „kolenda” – to nie pomyłka, tak dawniej to słowo się pisało.
Pan Józef może pochwalić się także rękopisami kompozytorów. Z dumą pokazuje mi skreślone ręką Lucjana Bukowskiego nuty. Lucjan Bukowski do lat 70. był organistą w kościele Bożego Ciała. Pan Józef, podczas spotkania, kilkukrotnie podchodzi do fortepianu, gra fragmenty kolęd. Ostatni raz, żeby zagrać skomponowaną przez niego kolędę – dla córki.
W pokoju, w którym rozmawiamy stoi figura świętej Cecylii – patronki organistów. Na ścianie wisi też niepozorne, czarno-białe zdjęcie sługi bożego ks. Michała Jachimczaka. To krewny pana Józefa. Żył 33 lata. W czasie II wojny światowej, za działalność patriotyczną i antyniemiecką trafił najpierw do aresztu śledczego w Krakowie na Montelupich, potem do obozu w Auschwitz, następnie Dachau. Wielokrotnie bity i torturowany. Wycieńczonego, bliskiego śmierci księdza Niemcy zabili wstrzykując do organizmu truciznę. Jego wstawiennictwu pan Józef zawdzięcza wyzdrowienie. Stąd jego starania o beatyfikację sługi bożego Michała Jachimczaka.
Kończymy nasza rozmowę, w pokoju zjawia się czworonożny domownik, zagląda do mojej torby, niemal do niej wpadając. To kot żony. „Ja toleruję kota, żona moje zbieractwo” – uśmiecha się pan Józef. Dziękuję za rozmowę i wychodzę z mieszkania. Może następnym razem spotkamy się, aby obejrzeć kolejną część zbioru.
A teraz spróbujcie wymienić 15 polskich kolęd. Pan Józef twierdzi, że dobrym wynikiem będzie podanie 15 tytułów, choć to i tak nikły procent z przebogatej tradycji pieśni i piosenek bożonarodzeniowych. Powodzenia.
Andrzej Drelich
Dodaj komentarz