Minister Zalewska osiągnęła zamierzony efekt – odnotuje odbycie kolejnego spotkania konsultacyjnego
Uczestnicy konsultacji nie zyskali nic – nie dowiedzieli się niczego nowego i pozostali ze swoimi wątpliwościami.
Właściwym wydaje się zadanie pytania: czemu służą spotkania z przedstawicielami kuratoriów oświaty? Na pewno celem nie jest rozwianie wątpliwości, jakie mają i jakie artykułowali na spotkaniu dyrektorzy szkół, nauczyciele, samorządowcy i rodzice, związanych z planowanymi zmianami w oświacie. Spotkanie, jedno z wielu takich spotkań, odbyło się w poniedziałek (28.11) w Tucholskim Ośrodku Kultury. Niestety, najczęstszą odpowiedzią, jakiej udzielali przedstawiciele Kujawsko-Pomorskiego Kuratorium Oświaty było: „nie wiemy, nie my jesteśmy autorami reformy oświaty, możemy jedynie przekazać państwa pytania kuratorowi, bo wyżej i tak nie możemy.” Czy uczestnictwo w tym spotkaniu to czas stracony? Zdecydowanie tak. Wg Słownika Języka Polskiego PWN konsultacja to:
- zasięganie opinii u specjalisty lub rzeczoznawcy;
- udzielanie rad i wyjaśnień przez specjalistę lub rzeczoznawcę;
- narada specjalistów lub rzeczoznawców w jakiejś sprawie.
To, co odbyło się w TOKu zapewne miało swoim przebiegiem przypominać „udzielanie rad i wyjaśnień przez specjalistę lub rzeczoznawcę”. Niestety dalekie było tego wzorca. Występujący w roli specjalistów wizytatorzy kuratorium nie byli w stanie ani udzielić rad ani wyjaśnień. W ich wykonaniu najlepiej wypadała pierwsza część spotkania, podczas której wyświetlili przywiezioną ze sobą prezentację. Choć zastrzegli z góry, że nie są jej autorami. „My, tak jak państwo, zastanawiamy się nad tymi problemami” – usłyszeli nauczyciele i dyrektorzy szkół.
Odpowiedź na pierwsze pytanie rozwiało wątpliwości. Dotyczyło finansowania zapowiadanej reformy. Co usłyszeli uczestnicy spotkania (bo nazwanie tego zgromadzenia konsultacjami byłoby nadużyciem)? „Nie jesteśmy przygotowani na odpowiedź na to pytanie. Pieniądze maja się znaleźć”.
Swoje wątpliwości zgłosił burmistrz Tucholi Tadeusz Kowalski. Porównał obecną sytuację z tą planowaną. Teraz gmina jest organem prowadzącym dla „zerówek” (w szkołach lub przedszkolach), sześcioklasowych szkół podstawowych oraz trzyklasowych gimnazjów – łącznie 10 roczników objętych jest nauczaniem „gminnym”. Po reformie „zerówka” i ośmioklasowa podstawówka dają łącznie 9 roczników, o jeden mniej niż przed reformą. A jak wiadomo subwencja oświatowa liczona jest na ucznia. Czyli gminy muszą liczyć się ze spadkiem subwencji, co wiąże się z koniecznością zwiększenia udziałów gminnych pieniędzy w oświacie.
Kolejny problem to utworzenie nowej szkoły podstawowej w miejsce likwidowanego Gimnazjum nr 1 w Tucholi. Wiąże się to z ustaleniem na nowo rejonów. Jakie to jednak ma znaczenie, skoro rodzić ma prawo wybrać dla swojego dziecka dowolną szkołę. Jak przekonać rodziców, żeby przenieśli swoje dziecko do nowotworzonej szkoły – pytał burmistrz. Poprzez zachęty w postaci atrakcyjnych zajęć pozalekcyjnych, choćby lektoratów języków obcych? To dyrektorzy pozostałych palcówek, nie bez racji, będą domagać się równego traktowania. Te pytania również pozostały bez odpowiedzi. Jedyne do czego zobowiązali się wizytatorzy to przekazanie tych wątpliwości kuratorowi.
Jeden z rodziców obecny na spotkaniu pytał na czym dla jego dziecka ma polegać tzw. „Dobra szkoła”? Obecny szóstoklasista nie będzie mógł prawdopodobnie kontynuować nauki w obecnej szkole, bo nie pomieści ona dodatkowo 7 i 8 klasy (chodzi o Szkołę Podstawową nr 5 w Tucholi Rudzkim Moście). Trafi więc najprawdopodobniej na dwa ostatnie lata zreformowanej podstawówki do „nowej” szkoły. Dodatkowo pójdzie do szkoły średniej w tym samym roku szkolnym co ostatni rocznik gimnazjum. Czyli naukę w szkołach średnich rozpoczną dwa roczniki. Większa konkurencja może spowodować, że nie wszyscy dostaną się do szkół, które wcześniej wybrali. Same zaś szkoły będą zmuszone prowadzić równolegle dwie klasy pierwsze wg dwóch różnych programów: dla absolwentów gimnazjów i ośmioklasowej szkoły podstawowej. Co do zaoferowania dla tego rocznika ma „Dobra szkoła”? Tego również uczestnicy się nie dowiedzieli. Z sali padała sugestia, iż to jeden ze „straconych roczników”.
Obecni na spotkaniu przedstawiciele szkół pytali także o sens wprowadzania takich wielkich zmian, w obliczu braku w szkołach szatni, sal gimnastycznych i wielu innych potrzeb na które od lat brakuje pieniędzy. Odpowiedź przedstawiciela kuratorium była tyleż zaskakująca co niestosowana. „Znam szkoły, które znalazły na to pieniądze. Czyja to zasługa? Nie wiem. Ale skądś wzięły, nie pytam skąd” – skwitował inspektor kuratorium.
Podsumowując, uczestnicząc na tym spotkaniu można było odnieść wrażenie, że odbyło się wyłącznie dla zapisania w statystykach Kuratorium, że się odbyło. W późniejszym czasie minister edukacji Anna Zalewska zapewne pochwali się, że założenia reformy oświaty szeroko konsultowano na terenie całego kraju z nauczycielami, dyrektorami szkół, samorządowcami i rodzicami. Jeżeli inne spotkania z przedstawicielami kuratoriów przypominają lub będą przypominać tucholskie, to nieuprawnionym będzie mówienie o konsultowaniu reformy. Dyrektorzy, nauczyciele, samorządowcy jak i rodzice wychodzili ze spotkania wcale nie bogatsi o nową wiedzę, spotkanie nie rozwiało ich wątpliwości, nie dało odpowiedzi na nurtujące pytania, nie przekonało do reformy. Można odnieść wrażenie, że po spotkaniu upewnili się oni, że reforma wdrażana jest zbyt szybko, za mało jest czasu na opracowanie programów nauczania, a co najważniejsze – autorzy reformy nie liczą się ze zdaniem tych, którzy będą musieli ją wdrażać w szkołach, nie biorą pod uwagę wątpliwości i wielu zastrzeżeń rodziców zatroskanych o los swoich dzieci, które zmuszone są brać udział w swoistym edukacyjnym eksperymencie.
Andrzej Drelich
Dodaj komentarz