Niekwestionowany szlagier grudniowych świąt
„Last Christmas” grupy WHAM. Kto zaprzeczy? Nie widać. Od jej wydania w 1984 roku stanowi pozycję obowiązkową w rozgłośniach, centrach handlowych, telefonach komórkowych, widokówkach z życzeniami i grających pluszakach. Jakby można było weselni muzycy graliby Last Christmas na okrągło niezależnie od pory roku. Czy ma zatem znaczenie, że piosenka opowiada smutną właściwie historię nieszczęśliwie zakochanego bez wzajemności chłopaka? Chyba nie, skoro okazuje się, że przy niej niektórzy łatwiej i z uśmiechem wydają pieniądze na gwiazdkowe prezenty zamiast przeżywać nieszczęśliwą miłość podmiotu lirycznego utworu.Jest ckliwa melodia, są dzwoneczki przywołujące obraz sań zaprzęgniętych w renifery. Jest sielsko i klimatycznie. I tak powinno być, jeśli utwór ma stać się przebojem. Właściwie nie wyróżnia się niczym spośród wielu jemu podobnych utworów, które powstają na okoliczność świąt Bożego Narodzenia. Można zapomnieć o wielu elementach ale dzwoneczki są zawsze. Bez dzwoneczków nie da rady. Nie radzę też rezygnować w święta z kolorów zielonego i czerwonego. Spróbujcie obyć się bez złoceń i świeczek. Nie da się. Tak samo nie da się przeżyć świat bez Last Christmas.
A i jeszcze przeróbki, było ich wiele. Ostatnie w stylu gangam rodem z Korei zmasakrowało, rozjechało, roztarło, wyprało, pożarło i wypluło największy przebój duetu Wham. Ale to pewnie znak czasu, niestety. O względy estetyczne należy pytać młodzież. Poniżej teledysk do oryginalnej wersji (nie jest odkrywczy, kiczowaty i pretensjonalny, ale takie kręcono w latach 80-tych) oraz clip do przeróbki w stylu gangam z niejakim PSY z Korei. Jak widać nie trzeba śpiewać, żeby cię słuchali i nie trzeba tańczyć, żeby cię naśladowali na całym świecie. Jak dobrze poszukacie znajdziecie wiele mniej lub bardziej udanych wykonań (czy wykonów) tego przeboju, równiez po polsku.
I w gangam style
Dodaj komentarz