„Walcz o to, na czym ci najbardziej zależy”

2 marca 2015   Cekcyn  Gostycyn  Kęsowo  Lubiewo  Śliwice  Tuchola     Komentarze: 0

Kazimierz Rink

Felieton autorski Agnieszki Krizel.

Znajomość z Panem Kaziem Rinkiem zaczęła się kilkanaście lat temu, kiedy to redaktor Rink prowadził w chojnickim Radio Weekend autorski program „Radiowa Poczta Literacka”. Najpierw wysłałam do programu wiersze, a potem stopniowo coraz to inne formy wypowiedzi. Mogę pokusić się o stwierdzenie, że Pan Kaziu jest człowiekiem nie tyle skrupulatnym, co śmiałym i bezpośrednim. Nie obawia się głośno wypowiadać swoich słów, nie urażając przy tym swojego rozmówcy.

Do poezji Pan Kazimierz ma szczególne i sentymentalne podejście. Jego zdaniem, mimo wydanych w swoim życiu ośmiu książek, jeszcze na tej niwie nie wypowiedział słowa ostatniego. Świat w jego przekonaniu jest na tyle piękny, że wystarczy to piękno z niego tylko wydobyć. I można o tym pięknie pisać już nie tylko wiersze, ale i poematy.

„Studium słowa” z tomiku „Od świtu do nocy”, rok 2004.

Słowo otwarta orchidea światła

Powstawanie z martwych dnia

I odchodząca muzyka snu

 

Popatrz w słońce

mówił anioł słowa

wpatrzony w prostokąt okien

 

Galeria znaczeń tajemnych

zamkniętych w ciężarze słowa

kusi jak Himalaje w apogeum zimy

 

Potem słowo pnąc się na szczyt

słowa wędruje za słowem zwierza

się odkrytemu imieniu słowa

 

Piękno syci się słowem

Miłość lęka się jego nadmiaru

Prawda zasłania przed ostrzem wymowy

 

Ptaki wyżej niż suita obłoków

I milknie słowo w lusterkach

igrających swawolnie zajączkami pogody

 

Poeta jest człowiekiem wrażliwym, inaczej spostrzegającym świat. Jego zmysły są wyostrzone na odbiór wartości, jakie przesyła nam otoczenie. A ta wrażliwość uaktywnia nie tyle wyobraźnię poety, co daje możliwości szukania w tym świecie odpowiedzi na ciągle mnożące się pytania. A poeta umie zadać ich naprawdę masę i tyle samo, albo i więcej przedstawić nam odpowiedzi.

Wiem, że nie wszyscy umieją obcować z poezją. To ciągle poszerzany i odkrywany ląd. Wyspa, na której nie wszyscy chcą się znaleźć. Wśród licznych znajomych, a nawet autorów, z którymi przeprowadzam wywiady, którym zadaję proste pytanie – jaki jest ich stosunek do poezji, udzielają mi różnych odpowiedzi. Znajomi nie kryją się z niechęcią i brakiem zainteresowania tym gatunkiem twierdząc, iż jest to dla nich nie zrozumiałe. Autorzy mają inne spostrzeżenia na ów temat. W przeważającej większości przywołują słowa wielkich poetów, czy to poprzednich epok, bądź też znanych, jak Szymborską, Miłosza, czy Stachurę.

Ja osobiście uważam, że poezji niejako trzeba się nauczyć, ciągle ją obserwować, pociągać ją za sznureczki, podszczypywać i oceniać jej zachowanie. Do poezji mam szczególny sentyment. Sama jestem autorką kilkunastu wierszy, a nawet mini tomiku wierszy, który swój debiut miał w 2003 roku. Poza tym poezja jest dla mnie ukojeniem, otwartą księgą, gwiazdozbiorem i planetą, na którą często wracam i której nauczyłam się dzięki Panu Kaziowi. Dla mnie poezja jest samookreśleniem, definicją nas samych, a także magią wibrującą w świecie, do której chętnie wchodzę, gdy tylko czuję, że muszę.

Pan Kaziu debiutował trzydzieści lat temu. Jak sam wspominał był to debiut niejako z przekory. Chciał koniecznie udowodnić, że recytować wiersz umie lepiej i piękniej. Ta przekora wyszła mu całkiem dobrze, bo gdyby właśnie nie ona, nie spotkalibyśmy się w tak licznym gronie na Jego wieczorze autorskim z okazji właśnie wspomnianego debiutu, połączonego z promocją ósmego tomiku „Cień Andromedy”.

Kazimierz Rink studiował na filologii polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Laureat Ogólnopolskich Konkursów Recytatorskich oraz laureat i juror ogólnopolskich konkursów poetyckich, instruktor, konsultant teatralny, twórca i współtwórca przedsięwzięć o charakterze ogólnopolskim, min. „Czwartków Literackich” w Tucholi, czy chociażby Chojnickich Nocy Poetów organizowanych w fosie miejskiej rok rocznie w sezonie letnim. Od dobrych czterdziestu lat czynnie związany z Polską Federacją Dyskusyjnych Klubów Filmowych. Tych zaszczytnych nagród i tytułów można by wymienić całą listę. Jego książki zdobywają liczne nagrody, a sam ich autor z całą skromnością, wspomina: został uhonorowany odznaką „Zasłużony działacz kultury” i Medalem im. Jerzego Sulimy – Kamińskiego za zasługi dla kultury regionu Pomorza i Kujaw.

Uczeń żony Ernesta Brylla zawsze w naszych rozmowach podkreślał, że „..…..jeśli człowiek zgłasza aspiracje przynależności do Związku Literatów Polskich czy Stowarzyszenia Pisarzy Polskich musi mieć świadomość, że ta twórczość musi zostać surowo zrecenzowana i zweryfikowana przez wybitnych krytyków i literaturoznawców. Jest przecież tak, że mamy jakieś tam autorskie ambicje, trudne do ukrycia aspiracje i one nie są wycelowane w próżnię. Każdy pisze inaczej i każdy jest zupełnie innym aktorem we własnym Teatrze Wiersza. Ma inny świat, inne problemy, fascynacje, zachwyty, lęki, niepokoje, nadzieje, stracone złudzenia. W inną jest wyposażony wrażliwość i rodzaj wiedzy czy nawet erudycji. To i każdy prawdziwy poeta ma swoich zaciekłych przeciwników i wiernych entuzjastów, czasem nawet fanatycznych wyznawców jego wierszopisarstwa. Nie o to chodzi by wszyscy nas kochali i podziwiali, idzie o to by zadali sobie trud pochylenia się nad tym o czym do nich mówimy, z czego im się intymnie i wyjątkowo zwierzamy. By tego nie bagatelizowali, nie „olewali”. Reszta, dokonuje się sama i zależy od nas w stopniu mniej niż umiarkowanym, bo…nie mamy na to większego wpływu”.

I tak to właśnie jest z poezją. Każdy poeta ma swój język, jakim posługuje się z odbiorcą, jakim znajduje tą płaszczyznę dialogu z drugim człowiekiem, słuchaczem, czytelnikiem. Każdy autor również na swój sposób przekazu swoich myśli. Te wszystkie środki doskonale ukazują jego wnętrze i zawartość duszy.

Poezja Kazimierza Rinka jest najpiękniej udekorowanym bukietem. Bogactwem myśli, słów, przemyślanym torem. Nic dziwnego, iż jest wielbicielem Staffa, Iwaszkiewicza, Różewicza, Grochowiaka, Poświatowskiej, Herberta. To przecież wielcy tamtych czasów, nauczyciele, oratorzy, koneserzy słowa. Kaziu nadaje słowom nowe znaczenia, celebruje każdą z nimi chwilę. W dzisiejszych czasach – skrótach myślowych, hasłach skupionych na mainstrimowych przekazach, to niesamowite, rzadkie i cenne. W Jego poezji czuć dotyk czasu. Każdy wiersz jest inny, nie tylko w samej konstrukcji, ale ma w sobie coś co wyróżnia go z całej masy innych.

Poeta nie ukrywa swojej sympatii i dumy, iż jest jest tucholaninem, a miłość swą do tego miejsca i przynależnych mu okolic, potrafi zawrzeć nawet w wierszach.

Samo pisanie wierszy jest jak składanie puzzli. Każdy kawałek musi do siebie pasować. To jak nauka pływania. Za każdym razem jest tak samo. Siedzi się przed śnieżną bielą kartki i miesza barwy słów niczym najwybitniejszy malarz.

Sztuka jest Poezją. Pięknem życia i świata. I to nieustannie jej doganianie jest grą, zmierzeniem się samym ze sobą i wewnętrzną rozmową z myślami zataczającymi koło wokół serca.

Wiersze z tomiku „Nasze małe wieczności”, rok 1992.

 

„Mojemu miastu”

coraz mniej słów pachnie poezją

i traci na znaczeniu

w brukowym kodeksie codzienności

 

jak gęstniejące ujście

zatrutej zmęczeniem rzeki

 

żadna dziewczyna nie nosi już

sukienek z perkalu na słońcu

i korali z owocu jarzębiny

 

miasto odziewa się w ślepe zaułki

i sypie pustką w oczy przechodniów

rozprawiamy o iluzjach

videoklipów

o przedwczesnych zawałach

o atmosferze nasyconej

jadem plotkotwórczym

 

jesteśmy mniejsi o ostrza zawiści

i powiększeni o gorycz przepaści

tacy sami wciąż

i coraz mniej do ludzi

podobni

==========================================

 

„Konwalie”

 

Zapamiętane na wieki

tylko w tym jednym miejscu

Tobie przeznaczonym

z milczeniem podzielonym

między kamienie

z kwileniem ptaków w ogrodach

z ognikiem poranka w oczach

nie w moją stronę zwróconych

==========================================

 

„Nasze małe wieczności”

 

Już tej miłości

nie opowiemy

pobłądziła w gąszczach domysłów

przepłynęła w narzeczach słów.

 

Uśpioną w muszlach tkliwość

zrównuje z przypływem

odgłos morza

i burtom w lenno oddaje.

 

Siadamy w pobliżu ognia –

z Błękitnej Rapsodii

dźwięk z oddali

tato nocy zapamiętanie.

 

Dłonie zagarniają zapach macierzanki

bukiety iskier oplatają palce,

talia z płomykami

rozłożona między twoimi stopami

a moim milczeniem.

 

Takie to już

nasze małe wieczności –

terra incognita

powolne spadanie Ikarów.

==========================================

 

Z tomiku „Od świtu do nocy”, rok 2004.

 

„ Z pamięci”

Dom był lunetą dzieciństwa….. – Zbigniew Herbert.

 

Dom mojego dzieciństwa

coraz rzadziej

wypływa z wysychającej rzeki pamięci

przypomina rtęciowe kulki

porozrzucanej na zamglonej szybie

parki oleandry i przepastna cisza pól

rzęsisty deszcz na łanach chabrów

chabry spadające deszczem na dłonie matki

skrzypiące schody

zaśpiew traw łagodnie muskających stopy

lasu zielone skrzydła

kantyczka wiatru nad zapachem włosów

i miękkie skrzydła ptaków

unoszące senne powieki w czyste pasaże

chmur

==========================================

 

„Motyle i latawce”

 

W motylach i latawcach ta sama lekkość powietrza

w koronkowym alcie jodłujących listków i gałęzi

wiatr sypie w oczy manną tęczujących odblasków

jak zwiewne kolibry wędrują po kiściach pszczoły

z kwiatów rozsypanych po sukienkach dziewcząt

z kapeluszy kobiet wzlatuje walc

nad prawie modrym ruczajem

trele morele ptaków muzyka świerszczy

odgłosy nadrzecznych oryli

w jakimś zamyśleniu powróci twój motyl

czyje muśnie od niechcenia ramię

w smudze światła kruchej jak łodyga brzasku

w spojrzeniach którego z tych chłopców

zanoszących się śmiechem na karuzeli marzeń

błyśnie aureola latawca zaplątanego w obłoki

 

24.07.97

==========================================

 

„Niedziela. Jesień”

 

na parapecie świtu mgieł siwe gołębie

chabry wanilia tęsknota ponad czuły dotyk

obok dłoń co chleb kroi i zraniony motyl

nad białym wierszem cicho biegnącym do Ciebie

 

tyle tu ochry, cynobru, ciepłych kolorów jesieni

świateł co blask rzucają w pociemniałe pióra

Cień przebiegł nam po twarzach jak gradowa chmura

Skoro jesteś tu ze mną któż może to zmienić

==========================================

 

„Na wsi”

 

nie zrani mnie tu słowo

telefon nie rozerwie myśli

na pół nawet twoja nieobecność

nie ukąsi w tężejącej

suicie pasiek

 

cukrowa wata obłoków

zieleń sprzyjająca czas

lśniąca nagość liści

pną się po stopniach

ciszy łaskotanej

piórkiem wyjętym

z kieszeni serca

skrajem majowej łąki

prowadzą mnie światło

i zapach chleba

==========================================

 

„Krzysztof Klenczon. Wróćmy na jeziora”

 

Jezioro przysłonięty nocą abażur

zasypia w kosmicznej muzyce szmerów

nieobecność ludzkich głosów spłowiała

szuwary wspomnień prowadzą mnie w miejsce

z którego wybiegał niegdyś nieśmiały

płowowłosy chłopiec i chrzęst żwirowej

alei kamyki pod stopą żurawie gdzieś ponad

stacjami krzyżowej drogi nieba

zamieniał pod powieką w powracające

światełka legendy

 

Pozostaje mi jeszcze przedstawić wiersze z przedostatniego tomu wierszy Kazia „Chłopiec Jeziorny” oraz ostatniego „Cień Andromedy”. Jednak tę ucztę dla ducha odkryję po przeprowadzeniu wywiadu, który Pan Kaziu mi obiecał. Porozmawiamy o życiu, powspominamy i spróbujemy stworzyć wspólną definicję Poezji. Jestem też ciekawa ostatniego przedsięwzięcia Pana Kazia, mianowicie słuchowiska radiowego. Jako słuchaczka i ogromna fanka tej formy sztuki. Może Kaziu uchyli rąbka tajemnicy?

Wszystkie zamieszczone w felietonie wiersze są autorstwa Kazimierza Rinka, które stanowią zaledwie cząsteczkę Jego dorobku.

Autorka felietonu Agnieszka Krizel prowadzi blog nietypowerecenzje.blox.pl

Komentarze

comments

Dodaj komentarz

© 2024 Tucholanin.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone. Powered by WordPress | Made by: jahudesign.pl
test