Od Hłaski do Olbrychskiego
Do poczytania książka Emilii Padoł, Dżentelmeni PRL-u.
Dżentelmen to – według słownika wyrazów obcych Kopalińskiego – „człowiek nienaganny zarówno pod względem etycznym, jak i form towarzyskich, taktowny, honorowy, godny zaufania, uprzejmy”.
Bohaterowie książki Emilii Padoł to nie tylko aktorzy czy pisarze, ale przede wszystkim mężczyźni z krwi i kości, prawdziwi dżentelmeni czasów, w jakich przyszło im żyć. Były to czasy dziwne, czasem bolesne, pełne wszechobecnej szarości, kurtuazji, odbudowywania się. Zbuntowani amanci PRL-u w życiu prywatnym znacznie odbiegali od wizerunku, jaki kreowali na scenie czy w swoich książkach.
Dziewięciu wspaniałych: Tyrmand, Cybulski, Hłasko, Niemczyk, Olbrychski, Mikulski, Zelnik, Łapicki, Nowicki. Amanci, do których wzdychały rzesze fanek, kochanek i kobiet pragnących spełnić się u ich boku w roli żon. Każdy inny, każdy będący odrębną częścią składową świata, w którym panowały ściśle określone zasady.
Autorka podzieliła książkę na cztery rozdziały, w których przedstawione zostały sylwetki poszczególnych postaci. Najciekawsza jest część pierwsza – wynika z niej, że choć bycie dżentelmenem było w modzie, to bohaterowie tego rozdziału niekoniecznie wpisywali się w obowiązujące trendy. Nadal mam przed oczyma przywołany przez autorkę obraz Tyrmanda: awangardowego, w kolorowych skarpetkach, wyróżniającego się swoim specyficznym wyczuciem chwili. Interesujący jest również życiorys Cybulskiego, którego psychikę w znacznym stopniu ukształtowała bolesna przeszłość. Ciągle czymś zajęty, cięgle czegoś szukał, kręcił się w kółko, zbierał jakieś mało ważne karteczki. Na ekranie doskonale wpasowywał się w graną przez siebie rolę, ale szybko zapominał tekstu.
A Hłasko? Autor Pięknych dwudziestoletnich, to człowiek sukcesu i już za życia wielka legenda, „buntownik bez powodu” a` la Humhrey Bogart, czy też „młody gniewny” stylizowany na Jamesa Deana. Łatwo popadał ze skrajności w skrajność. Nie lubił kobiet, za to one wręcz wieszały mu się na szyi. Szybko wydoroślał, w wieku szesnastu lat podjął pierwszą pracę. Miał znakomity zmysł obserwacji. Zawsze stał gdzieś z boku, podpierał ściany, lekko przygarbiony, z tlącym się papierosem w ustach, niepozorny, nie ściągający na siebie uwagi. Obserwował, a potem zapisywał.
Każdy z nas nosi w sobie jakąś historię. Scharakteryzowanych w książce dżentelmenów łączyło wiele: zgubny wpływ używek, w których się zatracali; niezliczone rzesze kobiet i jakiś prozaiczny, oderwany od rzeczywistości stosunek do nich; ślepy zachwyt powiewem zachodniego luksusu, na który musieli ciężko zapracować. Jednym przychodziło to łatwo, inni zaś robili wszystko, by błyszczeć nie tylko na ekranie.
Własną wartość znał na pewno Daniel Olbrychski. Za młodu był amantem, który przesadnie dążył do doskonałości. Aktorstwo, kobiety, życie towarzyskie – we wszystkim chciał być najlepszy. Na własnej skórze przekonał się o zgubnym wpływie alkoholu (z którym zresztą do dziś ma problem), ale nie ulega wątpliwości, że stworzył mnóstwo niezapomnianych i wielkich kreacji.
Książka może nie byłaby wiarygodna, gdyby nie to, że zawiera wypowiedzi bliskich, znajomych, a także członków rodzin opisywanych bohaterów. Napisana została prostym stylem, w sposób przemyślany i zrozumiały.
A oni? Dżentelmeni? Czy faktycznie wpisywali się w ramy określone w przywołanej na początku definicji? Wszechobecni na szklanych ekranach, porywający w rolach, jakie społecznie sprawowali, amanci, bożyszcza kobiet, uwikłani w wiele związków. Dusze towarzystwa, dobrzy koledzy. Prywatnie zaś często oddzieleni grubą szybą, zamknięci, wyalienowani. Jacy byli, są naprawdę? Żeby się tego dowiedzieć, trzeba sięgnąć po książkę. Wcale nie trudną. Ciekawą.
AGNIESZKA KRIZEL
Dodaj komentarz